piątek, 29 marca 2013

Rozdział VII

Następnego dnia rano (po nieprzespanej nocy).
- Iwonka, obudź się . Za chwilkę przyjdzie lekarz.
- Cooooooo?- zaspana przeciągnęła głoskę.- Lekarz ma zaraz przyjść? Może wypuszczą Sebastiana do domu.
- W to wątpię. Na co on ostatnio chorował?
- Zapalenie oskrzeli.
- Nie wykurował się do końca i teraz ma zapalenie płuc. Poważne. Nie jestem pewna czy tak szybko stąd wyjdzie.
- Aleeee, skąd ty to wszystko wiesz?
- Przeczytałam jego kartę- machnęłam jej kartą Sebka przed nosem.- Nie jest to mega poważne, ale będziemy musiały się pomęczyć z polską służbą zdrowia przynajmniej dwa tygodnie.
-...-głucha cisza z jej strony.
- A tak odchodząc od tematu, to gdzie jest Domi?
- Zawiozłam do Oli.
- Do mojej Olki?
- Tak, do twojej Olki, która od jakiegoś czasu umawia się z naszym Piotrkiem!
- Coooo!!! Z Piotrem Nowakowskim, jednym z wielu moich przyjaciół?
- Tak.- oznajmiła, po czym poszła się ogarnąć.
                                                                                                                                     A tym czasem u naszych złotopolskich
- Łukasz, deklu. Gdzie są moje kluczyki?
- A gdzie chcesz teraz jechać- wyjrzał zza gazety.- Zaraz mamy trening, więc raczej teraz nigdzie nie pojedziesz.
- Wiem, pojadę po treningu.
- Ale gdzie?
- Do jakiegoś normalnego sklepu (np. real), a nie do "żabki". Zrobię nam zapasy i nie będziemy musieli wychodzić za każdym razem jak będzie nam brakować żelków.-oznajmiłem.
- Całkiem dobry pomysł. Masz to moje kluczyki, bo nie zanosi się na to, żebyś swoje znalazł. Chociaż ja wiem gdzie one są.
- Gdzie?!
- W Rzeszowie.- i znowu schował głowę za gazetą.
- What the fuck (nie wiedziałam, że Krzysztof klnie)?! Jak to w Rzeszowie.
- Aga wzięła samochód i pojechała do Sebka.- w tej chwili usiadłem, a raczej położyłem się na łóżku, tak jak wczoraj wieczorem- z głową wciśniętą w poduszkę.
- Tylko się nie uduś.- powiedział Ziomek wychodząc.- Idziesz na trening?
- Powiedz trenerowi, że źle się czuję.
                                                                                                                                     Rzeszów, szpital, w którym znajduje się duża część rodziny Ignaczaków.
- Mój syn wychodzi stąd pojutrze!- darła się Iwona.
- Nie drzyj się tak, bo ludzie pomyślą, że jakaś psychiczna jesteś.- zaśmiałam się.
- Hahahaha, bardzo śmieszne. A tak na marginesie, ja chodzę do pracy, Sebek musi siedzieć w domu dobry miesiąc, nad czym ubolewam. I co ja mam z nim zrobić? Niańkę wynająć?
- A od czego jest ukochana ciocia?
- Naprawdę, mogłabyś siedzieć z nim w domu ten miesiąc?
- A jak.- powiedziałam.- Po to tu przyjechałam.
- Jesteś wielka.
- Wiem.
Gdy tak rozmawiałyśmy, byłyśmy w drodze do pokoju mojego bratanka. Kiedy tam doszłyśmy, obie weszłyśmy uśmiechnięte od ucha do ucha.
- Lepiej idź się schowaj, bo ten tutaj zaraz się obudzi.
W taki ot sposób znalazłam się w szpitalnej łazience (wszem i wobec, oznajmiam wam, że są one okropne). Młody się obudził i zaczął rozmawiać z Iwoną. Strasznie się ucieszył jak usłyszał o tym, że do szkoły nie będzie chodził AŻ miesiąc. Ucieszył go też fakt, że w łazience jest niespodzianka. Tak, dobrze myślicie... Tą cudowną niespodzianką, z której mały ma się ucieszyć jestem JA.
- Niespodzianko, możesz już wyjść.- raz kozie śmierć.- TA DAM!!!
- Ciocia!!!- krzyknął młody.- Co ty tutaj robisz?s Skąd wiedziałaś, że jestem w szpitalu?
- Bo wiesz, ja teraz pracuję dla wujka Andrei. Jestem jego asystentką. Jak tylko dowiedziałam się o tym "incydencie", to od razu przyjechałam. Autem taty, ale to najmniejszy szczegół.- wszyscy się zaśmialiśmy. w tej chwili zadzwonił mój telefon.- Kto się dobija?- na ekranie pojawiło się zdjęcie Krzyśka.- Przepraszam was, ale muszę to odebrać.
- A kto to?
- Twój tata.- oznajmiłam i odebrałam.- Słucham.
-...
- No, ale Łukasz mi kazał.
-...
- Zrobiło mi się ciebie żal, jak cie zobaczyłam leżącego z głową w poduszce. Plus(+)kiedy zauważyłam obok ciebie telefon to nie mogłam nie sprawdzić wiadomości, bo pomyślałam, że to może być źródło problemu i jak się okazało, było.
-...
- Ale, Krzysiek... Mniejsza z tym. Muszę kończyć. Pa.- i się rozłączyłam.
- Co się stało?- zapytała Iwona.
- Jak zwykle chłop ma pretensje. Tym razem o to, że zabrałam jego samochód i przyjechałam tutaj.
- Nie przejmuj się. Znasz go przecież. Wiesz jak jest
- No tak, ale już mnie zaczyna denerwować swoim zachowaniem.- oznajmiłam.
- Dobra, koniec gadania o Krzyśku.- zakomunikowała.- Sebek, ciocia będzie się tobą opiekować przez ten miesiąc.
- Cieszysz się, prawda?- powiedziałam z nutką ironii w głosie.
- Jasne, że się cieszę- powiedział(całkiem poważnie)Sebastian.
- Będziesz miał mnie dość po godzinie.- pokazałam mu język.
- Zakład?- zapytał
- A co mi szkodzi? Zakład.- i podałam mu rękę.- A o co?
- 15 zł?
- Dobra. A masz tyle na zbyciu młody?
- Coś się wykombinuje- jego uśmiech mówi sam za siebie.
- Nawet nie myśl o tym, że podkradniesz mi je z portfela.- Iwona włączyła się do rozmowy, a my zaczęliśmy się śmiać.
- Iwonko, on pewnie nie myślał o twoim portfelu, ale skoro zgłaszasz się na ochotnika, to nie mam nic przeciwko.-mówiłam między salwami śmiechu.- A tak na marginesie to, czy mogę pojechać do domu i przespać się na normalnym łóżku?
- No może? Sebek, zgadzasz się?- spojrzała na swojego jedynego, rodzonego syna.
- Zastanowię się nad tym.- jest taki dowcipny jak swój ojciec.
- Ja ci dam to "zastanowię się".- zaczęłam go gilgotać.- Jadę po Domi i do domu. Mogę klucze?
- Masz. A pamiętasz jeszcze gdzie mieszkamy?- zaśmiała się.
- Pamiętam, aż za dobrze.
- A wiesz gdzie mieszka Piter?
- A zmieniał miejsce zamieszkania odkąd ostatnio u niego byłam?
- Wątpię to, żeby pół roku po wprowadzeniu się do mieszkania je zmieniał. Plus, jest jedenasta, więc Dominika będzie w przedszkolu.
- No to wio!!! Będę jutro. Pa Sebuś.- po tych słowach dostał ode mnie soczystego buziaka w policzek.
- Pa ciociu! Do jutra.- krzyknął. Wzięłam torebkę, kluczyki od samochodu mojego "ukochanego" braciszka, który ma mi za złe, że tu przyjechałam i ruszyłam w drogę do przedszkola. Jednak nie jestem taka głupia... Nie zgubiłam się (żartuję tylko, znam Rzeszów jak własną kieszeń)! Weszłam do budynku i...
- Dzień Dobry. Przyszłam po Dominikę Ignaczak.
- A kim pani jest?
- Jestem jej ciocią.
- Już po nią idę.- przedszkolanka się uśmiechnęła i poszła po Domę. Po chwili zeszła na dół z moją chrześnicą.
- Cioooooooooocia!!!- podbiegła do mnie i wyściskała za wszystkie czasy.
- Cześć maluchu. Ubieramy się i do domu?- tylko kiwnęła głową.- Będziemy musiały jeszcze pojechać do cioci Oli, po twoje rzeczy. Zgoda?
- Pewnie.
Domi to jest jednak taka typowa kobieta. Zanim wyszłyśmy z przedszkola, zbierała się 15 minut, bo wszystko musiało wyglądać idealnie. Kiedy dojechałyśmy pod blok, w którym mieszka moja Olka i Piter, Doma zaczęła skakać jak jakieś dziecko z ADHD. Zadzwoniłam pod numer właściwego mieszkania i po chwili odezwał się głos.
- Słucham.
- Po tej stronie pani najlepsza przyjaciółka wraz z Dominiką Ignaczak. Czy mogłybyśmy wejść?
- Oczywiście, że tak. Zapraszam.- i drzwi magicznym sposobem się otworzyły. Domi była zachwycona. Nie dość, że chciała iść schodami, to jeszcze na którymś z pięter spotkała swoją koleżankę z przedszkola, ale nie pozwoliłam jej z nią pogadać, bo spieszyłyśmy się. Kiedy stanęłam pod jej drzwiami, natychmiast zdzwoniłam i z prędkością światła się otworzyły.
- Aga!!!
- Olka!!!- wpadłyśmy sobie w ramiona...
                                             ***
Mamy siódemkę!!! Na wstępie, przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam. Wi-fi mi się nie łączy w komórce :O
Mam nadzieję, że wam się podoba :)
P.S. Mam w zanadrzu następny (gotowy) rozdział, ale nie wiem kiedy go wstawię :(
Pozdrawiam ;*