- Nieeeeeeeeee!!! To nie jest możliwe!
- Co nie jest możliwe?- zapytał Krzysiek, który nie wiem jakim cudem dostał się do mojego pokoju.
- Nieważne.-wyszłam z łazienki.- Jak tu wlazłeś?
- Drzwi balkonowe były otwarte, a że mamy łączony balkon, to dostałem się tu bez jakiegoś większego problemu.
- Ok, ale teraz wyjdź, bo muszę pobyć S-A-M-A.- przeliterowałam ostatnie słowo. Igła wyszedł, ja zamknęłam drzwi balkonowe i wróciłam do łazienki.
- Ale jak?- zapytałam sama siebie, ale przypomniała mi się moja ostatnia noc z Patrykiem.-Boże! Jaki debil!- krzyknęłam i zaczęłam szukać swojego telefonu. Jakimś cudem znalazł się na balkonie, ale to nie jest największym problemem. Wybrałam numer Patryka... Nie odbiera. Idiota. Opadłam na łóżko i się rozpłakałam. Znowu. I tą jakże "cudowną" chwilę musiało przerwać pukanie do drzwi.
- Kto to?
- Twoja nastoletnia miłość, co zwie się Ziomek.-podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
- Co chcesz?
- Czemu plakałaś?
- Po pierwsze: Nie czemu, tylko dlaczego, a po drugie: wcale nie płakałam.
- Nieeeeeeeeee, wcale.
- Jeśli przyszedłeś tu sobie pożartować, to już możesz wyjść.- on zamiast wyjść, podszedł do mnie i mnie przytulić.
- Co się dzieje?
- Nieważne. Leć już na trening, bo się spóźnisz.- powiedziałam po zerknięciu na zegarek wiszący na ścianie.
- Ale obiecaj, że przyjdziesz.- oznajmił.
- Obiecuję, tylko muszę się trochę ogarnąć.
- To do zobaczenia.- dał mi całusa w policzek i wyszedł. "Muszę zadzwonić do Iwony"- jak pomyślałam, tak też zrobiłam.
- Cześć Iwonko.- powiedziałam to dość wesoło jak na mój stan psychiczny.
- Co się stało?- albo mi się wydawało :/
- No wiesz, bo ja już wiem co było przyczyną tego wszystkiego co się ze mną działo.
- No co?!
- Dziecko.
- No nie mów mi, że przez Sebastiana się tak źle czujesz.
- Ale tu nie chodzi o twoje dziecko, tylko o moje.
- TY JESTEŚ W...- nie było dane dokończyć, bo jej przerwałam.
- Tak, tylko nikomu nic nie mów, bo uduszę.
- Gęba na kłódkę.
- Przyjedź z dzieciakami, to pogadamy. Teraz muszę kończyć, bo na trening idę.
- Pa.- pożegnała się i rozłączyła. Rodzice mnie zabiją, Krzysiek mnie zatłucze, AA też pewnie mi coś zrobi, ale nie myśmy o tym teraz. Teraz myślimy o treningu. O tym co będę musiała na nim zrobić.
3 godziny później
Jestem po "treningu". Biedni chłopcy. Oni biegali, grali, atakowali, rozgrywali itp., a ja tylko siedziałam i się nudziłam. Ale był jeden plus: Nie wyglądałam tak strasznie jak oni.
- Andrea!
- No?
- Mogę już wracać? Źle się czuję ostatnio.
- Idź, idź. Nie zatrzymuję cię już dłużej.- powiedział z uśmiechem. No więc (wiem, że nie zaczyna się zdania od "no więc"), szybko pobiegłam do pokoju.
- Może powinnam zmienić dyscyplinę?- powiedziałam pod nosem. Ostatnimi czasy bardzo dużo biegam. Wzięłam telefon (znowu) i zadzwoniłam do Iwony (znowu):
- Co jest?- zapytała.
- Przyjedziecie?
- Tak. Ale ani słowa Krzysiowi, bo ukatrupię.
- Gęba na kłódkę.- powtórzyłam jej słowa.
- A ty jak się czujesz, kochana?
- Źle.- opowiedziałam prosto z mostu.
- To źle, że czujesz się źle. Tak btw. to my będziemy jeszcze jakoś tak dzisiaj.
- Ok. To do zobaczenia.
- Trzymaj się.
- Idziemy spać Aguś?- zapytałam się sama siebie po skończonej rozmowie.- Idziemy.- po tym usłyszałam śmiechy (a zwłaszcza charakterystyczny rechot Jarosza) za drzwiami.- Won mi z pod tego pokoju, bo jak zaraz wyjdę to będzie z wami marnie i Olek będzie miał dużo roboty!
- Dobranoc Aguś!- krzykneli wszyscy.
- Dobranoc o 15!- odkrzyknęłam. Oby to był tylko zły sen. Cholernie zły sen.
Obudziłam się o godzinie 17. "Do kolacji mam jeszcze 2 godziny, więc może pójdę się przejść?"-pomyślałam.
Tak więc poszłam się przebrać w jakieś w miarę normalne ciuchy i po chwili zamykałam już pokój.
- A gdzie to się panna wybiera?- zapytał Jarosz.
- Kuba? No po tobie to się takiego pytania nie spodziewała. Szczerze to nawet się nie spodziewałam, że 2 i pół godziny po treningu wyleziesz z pokoju.
- Dzięki.- powiedział z udawanym fochem.
- Też cię kocham Kubuniu.- uśmiechnęłam się promiennie i wysłałam mu buziaka w powietrzu. Po tej drzemce mój humor znacznie się poprawił, ale chwilę później przypomniałam sobie o moim stanie i momentalnie spochmurniałam. Iwonka z dzieciakami miała dzisiaj przyjechać, także może przynajmniej oni podniosą mnie na duchu.
Wyszłam sobie z ośrodka, patrzę, a tam auto mojej bratowej. Widzę wysiadających z niego Sebastiana i Dominikę, którzy patrzą się w moją stronę i po ich minach wnioskuję, że mnie zauważyli.
- CIOOOOOOOOOOOOOCIA!!!- biegną w moją stronę.
- Cześć dzieciaki!- przytuliłam oboje kiedy już do mnie dobiegli.- Stęskniłam się za wami.
- Nie widziałaś nas dwa dni, a już się stęskniłaś?
- Tak, nawet nie wiesz jak bardzo.
- Cześć Aguś!- powiedziała Iwona przytulajac się do mnie.- Jak się czujesz? Lepiej?
- Trochę. Pospałam dwie godzinki, także jest lepiej.- uśmiechnęłam się krzywo.
- Chciałaś gdzieś iść?
- Tak. Na spacer. Chcecie iść ze mną? Wrócimy jeszcze na kolację.- oznajmiłam.
- Pewnie.
***
Dobra. Ten biedny rozdział jest podzielony na części, bo nie chciałam gmatwać bardziej niż już jest.
Tak więc wiecie już, że stan zdrowia Agnieszki się zmienił. Od samego początku miałam plany co do tej ciąży... Muahahahahahaha! Jestem okropna, wiem.
A jak myślicie, po co Aga prosiła Iwonę, żeby przyjechała? Odpowiedzi w komentarzach ;)
Nie ciągnę tego dłużej, bo niedługo będzie dłuższe od rozdziału :D
Pozdrawiam ;*
poniedziałek, 20 maja 2013
Rozdział XII cz. I
wtorek, 14 maja 2013
Rozdział XI
-Aleksandro!!!- zabić to mało. Nie ma ich w domu. Boże. Co ja z nią mam. Próbowałam do niej dzwonić już chyba tysiąc razy, ale ona jak to ona nigdy nie odbierze. Iwona mnie zabije.
Perspektywa Oli
- Wasza ciotka mnie zabije! Co wyście wymyślili?
- Ciociu, Seba został w domu i śpi, więc nim się nie martw. A co do planu, to ja wiem co robić, ty musisz po prostu za mną iść.
- Domi, ale ciocia pewnie się obudziła i się o nas martwi. Załatwimy to innym razem.- patrzcie, czasami potrafię być stanowcza. Domi się zgodziła i już szłyśmy do domu, kiedy po raz etny dzisiaj zadzwonił mój telefon.
- Odbierz wreszcie to coś, bo już się wytrzymać nie da!!!
- Lepiej nie, bo mnie udusi przez telefon.
- To mi daj.- nie wytrzymam z nią.
- Nie, bo zepsujesz. Już jesteśmy pod domem, popatrz.
Puściła moją rękę i bez słowa poszła do domu. Ją też Agnieszka zabije.
Perspektywa Agi
- Boże, Sebuś! Obudziłam cię?- zapytałam zasypane dziecko, a on kiwnął twierdząco głową.- Przepraszam, ale ciotkę z Dominiką wywiało! Dzwoniłam do niej tysiąc razy, ale nie odbiera!
- Jesteśmy!!!- DZIĘKI BOGU!
- To był twój pomysł?
- Tak. I Sebastiana.
- Masz mi coś do powiedzenia?- tym razem zwróciłam się do młodego.
- Chcieliśmy, żebyś miała dużo ciszy i spokoju. Ja poszedłem spać, a one dwie wyszły na "spacer"- zrobił tz. króliczki.
- Dobra. Nie tłumaczcie się. Ciotkę Aleksandrę i tak uduszę, więc nie ma się czym przejmować.- oznajmiłam ze spokojem. Weszła. O tak.
- O nie... Aga!!! Co jest?
- Nic. Zakręciło mi się tylko w głowie.- oznajmiłam, po czym pognałam do łazienki, bo nie dość, że zakręciło mi się w głowie, to jeszcze... BLEEEE!!!
Miesiąc później
Z Agą coś się dzieje, ale ona nikomu nie chce o tym mówić.
Dzisiaj wraca do Spały. Do swojego brata, swoich przyjaciół, ale przede wszystkim do pracy.
- Będę za wami tęsknić.-powiedziałam, po czym wszystkich przytuliłam na pożegnanie.
- My też będziemy. Ale nie łam się, niedługo cię odwiedzimy.- powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha Iwonka. Niestety, jak to się mówi? Komu w drogę, temu w czas. Wsiadła do auta i ostatni raz im pomachałam. Chwilę później byli już daleko za mną...
Parę godzin później
*klik*
Jestem już w Spale. Mojej kochanej. W moim drugim domu... Coś mnie na sentymenty wzięło. Dobra koniec. Wysiadam z auta, jednak zaraz siadam na siedzeniu, bo kręci mi się w głowie i to strasznie. Mam już tak od miesiąca, ale się tym nie przejmowałam, bo po chwili przechodziło, ale teraz siedzę tak już 15 minut i nic. Zero.
- Może zadzwonię po któregoś z nich to mi pomogą.- powiedziałam po cichu, sama do siebie. Już wybrałam numer Krzysia. Dzwonię. Nie odbiera. "Pewnie ma trening."- pomyślałam. Próbuję wstać, ale na nic, bo jak jeszcze raz spróbuję to chyba zwrócę mój szybki obiad z McDonald's. A tego bym nie chciała, bo Igła zamiast mi pomóc, zaczął by się drzeć, że ma tapicerkę brudną.
"Spróbuję jeszcze raz"- pomyślałam. Wstałam, ale zaraz po tym zawartość mojego żołądka wylądowała na ziemi.
- KURWA!!!- krzyknęłam i tak po prostu zaczęłam płakać. Czuję się okropnie. Mój brat nie odbiera telefonu, więc nie ma mi kto pomóc. Sama się nie ruszę, bo do ośrodka musiałabym się czołgać, tak mi niedobrze. No nic. Najwyżej będę spała w samochodzie.
Perspektywa Krzysia
ALBO NAS NIENAWIDZI, ALBO NAS KOCHA! Domyślacie się o kim mówię. Nie? O naszym jakże zajebistym trenerze. Jutro żaden z nas się z łóżka nie ruszy. Tak czy inaczej trening już za nami, więc można iść spać.
- Faceci, wyciągnijcie mi telefon z szafki, bo przez was rąk nie czuję.
- Of course.- Kubi wysilił się na odrobinę angielszczyzny.
- Dziękuje.- wyszeptałem w podzięce.- O cholera! Aga do mnie dzwoniła i wysłała masę sms-ów. Szybko chłopcy!
- A co się stało?- pyta Zibi.
- Napisała, że czuje się do dupy i, że wstać nie może, bo się wypróżni od przodu.
- No to na co czekamy? Już, szybko!!!- i nagle każdy z nas nabrał sił. Ale każdy inny na naszym miejscu też by ich nabrał. Wylecieliśmy z ośrodka. Niektórzy w połowie rozebrani, inni całkowicie ubrani, ale za to cholernie spoceni. Czegóż się nie robi dla Agnieszki.
Perspektywa Agi
*klik*
Umieram. Nikt po mnie nie przychodzi. Umrę w samotności... Nie no. Tylko żartuję. Ale dalej czuję się do dupy. Mam nudności i boli mnie głowa. Jak cholera.
- Ja mam przecież tabletki przeciwbólowe w torebce!- olśniło mnie. Wzięłam jedną, rozłożyłam siedzenie tak, żebym mogła się na nim swobodnie położyć i zasnęłam z myślą, że obudzę się przynajmniej bez bólu głowy.
Następnego dnia
Obudziłam się bez bólu głowy (Dzięki Bogu!), ale za to nie w samochodzie. I z siatkarzami na podłodze. Dźgnęłam lekko Kurasia, bo ten był najbliżej.
- Co tu się dzieje?- zapytałam, kiedy już był w stanie odpowiedzieć na to trudne pytanie.
- Napisałaś do Igły, że źle się czujesz, więc poszliśmy na parking. Gdy już doszliśmy do auta ty spałaś, więc któryś tam z nich, nawet nie wiem który cię tu przyniósł.
- Aha. Muszę jechać dziś do apteki. Daj mi kluczyki.
- Czujesz się już lepiej? Mogę pojechać z tobą.
- Ale pod jednym warunkiem.
- Dawaj.
- Nie wchodzisz ze mną, tylko zostajesz w aucie.
- Ok.
- To idź się ubierać. Masz 10 minut.
Po tych 10 minutach czekania, Bartek był gotowy, więc żeśmy się skierowali do jego wozu. Wsiedliśmy...
Po, mniej więcej 15 minutach zajechaliśmy pod aptekę.
- Poczekaj chwilę. Zaraz wrócę.
Weszłam tam i podeszłam do lady.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
- Poproszę parę testów ciążowych. Najlepiej by było gdyby każdy był od innego producenta.
- Już się robi. Za chwilę będę.- powiedziała, po czym poszła szukać testów. Po paru minutach wróciła z powrotem
- Proszę.- podała mi siateczkę z testami.- Należy się 106,25 zł.- zapłaciłam kartą, po czym wyszłam. Wcześniej schowałam je do torebki, żeby Bartuś się niczego nie domyślił.
- Co tak długo?
- Nieważne. Jedź już.
15 minut później byliśmy w ośrodku. Ja, jak jakiś zawodowy sprinter pognałam do łazienki zrobić testy.
Powinnyście wiedzieć jak to się robi (z różnych filmów, ja nic innego nie sugeruję), więc nie będę opisywać. Po zrobieniu ich, zostawiłam na umywalce i nastawiłam budzik na za pięć minut.
5 minut później...
Nadeszła chwila prawdy. Wzięłam pierwszy i...
***
Wiecie jak Iwonka bardzo was kocha ;) Przepraszam (znowu) za tak długą nieobecność, ale mam zapierdziel totalny i jeszcze do tego wena mnie opuściła. Następny postaram się dodać na weekend, ale nic nie obiecuję.
Rozdział mi się ani trochę nie podoba, ale ocenę zostawię wam, bo wy się lepiej znacie :)
Kocham was :*